Wyrwałem dziś z rana na pustynię, żeby nieco pojeździć na wielbłądzie dwugarbnym. Pojeździłem dobre 2h aż mi prawie tyłek odpadł jak niejednej kobiecie, która się wybiera na Mistrzostwa do Niemiec w tym roku... Lecz zanim wybiorę się na lodzika podczas Mistrzostw, trzeba jakoś wrócić do domu - zacząłem szukać jakiegokolwiek transportu z powrotem do hotelu, gdzie miałem pogadać z jedną z arabskich kelnerek, która akurat mnie obsługiwała rano przy śniadaniu.. Miałem chęć ją złapać za jędrny tyłeczek i po wiedzieć HOO HOO SUPRISE... myśl o tym, że będę mógł co nieco zachędożyć z tą piękną Arabką spowodował, że się zakręciłem na tej pustyni nie zdążając na ostatni autobus z powrotem do hotelu. Wokół żywej duszy a ja sam na pustyni! Perspektywa pozostania samemu na tym odludziu nieco mnie przeraziła, więc udałem się ok. 2km w kierunku hotelu, gdzie zauważyłem jakiś turystyczny obiekt - kampus, z którego właśnie wychodziła kształtna pracownica tutejszego ośrodka... Cóż.. moglem już dziś nie spotkać tej dupeczki w hotelu, więc postanowiłem zadziałać tu gdzie się teraz znajdowałem. Uderzyłem w gadkę z tą śliczną laseczką w międzynarodowym języku gestukulacyjno-migowo-angielskim i od razu było wiadomo o co chodzi. Laska zaprowadziła mnie gdzieś między domki wypoczynkowe, gdzie rzuciła się jak lew do mych spodni a klęcząc uderzyła ma spermucha prosto w między jej oczy, tworząc typowy dla hinduskich ludów znaczek.