Nasz kolega paker miał od raza zatwardzenie - najadł się bidula na śniadanko jakiegoś trefnego bigosu na skwarkach od baby ze sklepu warzywnego. W życiu tam nic więcej nie kupimy zwłaszcza, że słyszałem o podobnych przypadkach - Czasem ktoś nie mógł po takim bigosie nawet puścić bąka, rzucić pawiem, a sąsiad z góry zwierzył mi się, że po kołdunach kupionych u tej baby, przez 3 tygodnie nie mógł ani on ani jego małżonka, postawić stalagmita na baczność. Doceniając pomoc sąsiedzką - także poradziłem pakerowi, żeby nie konsumował żadnych podejrzanych potraw, a zwłaszcza jakiegoś obleśnego bigosu. Męczył się biedaczyna na kiblu dobre 40 minut. Gałki oczne wyszły mu niemal na wierzch, lecz uczucie parcia na zwieracze nie opuszczało go. Przeszła mi przez chwilę myśl o lewatywie. Słyszałem niedawno wypowiedzi zwolenników codziennej praktyki lewatywy, że codzienne przyjmowanie lewatywy wprost niewiarygodnie poprawia samopoczucie, działa relaksująco i jest źródłem przyjemności, natychmiast po lewatywie mijają nawet najbardziej dotkliwe bóle głowy, po lewatywie przez wiele dni człowiek czuje przypływ sił witalnych. Jednak kiedy wyobraziłem sobie odchody pakera rozbryzgujące po całej łazience - odpuściłem sobie tą myśl. Tak czy siak trzeba mu było jakoś pomóc. Wsiedliśmy do limuzyny, aby podjechać do najbliższej stacji benzynowej po jakiś środek przeczyszczający. Kupiliśmy pierwszy lepszy byle by tylko jak najszybciej ulżyć pakerowi w jego męczarniach. Paker zaciskał pośladki coraz bardziej, wtem nagle z zaułka wyłoniła nam się postać atrakcyjnie wyglądającej blondynki. Zatrzymałem się na chwilę obok, aby spytać o co chodzi? Blondyneczka powiedziała, że ma niedaleko do domu, ale miała akurat bardzo ciężką torbę z zestawem kulek z ołowiu, także poprosiła nas o pomoc. Mając na uwadze rozsadzający ból pakera - poprosiłem blondynę o możliwość próby wypróżnienia się w jej domostwie. Nie odmówiła patrząc na nas żarliwie. Oho ho ... pewna myśl przeszła mi przez głowę... Zapakowaliśmy blondynę do domu, a w międzyczasie kiedy ja sączyłem wódeczkę z blondyną, paker po zażyciu leku wypróżniał się do cna ze wszystkich resztek bigosu. Tak nam się rozmowa rozkręciła przy tej flaszeczce, że nagle Ola złapała mnie za prącie, zaciskając mocno na nim rękę. No cóż... jazda się zaczęła... a chwilę później zastygłem opróżniony i wyssany ze swych życiodajnych płynów. W sumie paker mógłby mieć częściej te swoje zaparcia...