Łaziłem po tym Krakowie dzień cały, aż w końcu gdzieś się zagubiłem - taksówkarz w mordę kopany - wywiózł mnie gdzieś na drugi koniec miasta i skasował ładnych parę groszy. Spytałem wtedy o drogę pannę, która szła ulicą. Laska zaoferowała swą pomoc w pokazaniu drogi i oprowadzeniu po Krakowie. Dlatego też ruszyło się me sumienie i poczułem się zobowiązany by odwdzięczyć się pani Agnieszce - więc zaprosiłem ją na herbatkę. Tu me sumienie po raz kolejny się poruszyło podziwiając zaangażowanie i gościnność Krakowian. Postanowiłem dać jej stówę za to wszystko co dla mnie do tej pory zrobiła - bez niej dostałbym pewnie w ryja gdzieś w ciemnym zaułku... Tym razem to Agnieszka poczuła się poruszona na tyle, żeby za mą hojność odpłacić po dwakroć. Zgięło się kolano tej kudłatej i bajkowo ślicznej Krakowianki, a twarz jej zaległa w czeluściach mego rozporka. Wyłonił się z niego pytong wielki jak maczuga Herkulesa, a objąć go mogły jedynie usta pięknej krakowskiej dzieweczki. I w oko strzelił ten wąż nieokiełznany, zahaczając przy tym usta i policzek prześlicznej Agnieszki...